09-05-2010
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
- Wszystko w porządku - macha ręką przed kamerą Jordanka Gurkowa - chociaż tu w Bułgarii szaro i deszczowo. Bardzo za wami tęsknimy - dodaje z oczami pełnymi łez. Jordanka rozmawia przez Skype ze swoimi nastoletnimi wnuczkami, które wraz z rodzicami mieszkają w Hiszpanii.
74-letnia letnia Jordanka Gurkowa należy do grona najbardziej aktywnych "cyber-babć" w wiosce Lilacze w północno-zachodniej Bułgarii. Jednak nie jest ona jedyną osobą kontaktującą się przez internet z bliskimi za granicą. Z liczącej niecałe 1500 mieszkańców miejscowości wyjechało do pracy blisko 1000 osób, przeważnie młodych. Pracują i mieszkają w wielu miejscach w Europie, głównie w Portugalii, Włoszech i Hiszpanii.
Internet pojawił się tam dwa lata temu, w ramach projektu równego dostępu do sieci finansowanego przez rząd Holandii. Za 7100 euro zaadaptowano pomieszczenie na klub, zakupiono 6 komputerów i 4 z nich udostępniono mieszkańcom wsi, pozostałe dwa zaś służą pracownikom lokalnej biblioteki. Okazało się to odpowiedzią na potrzeby matek, ojców, babć i dziadków. Oczywiście początki były trudne - zaczęło się od lekcji obsługi komputera za pomocą myszki, potem przyszedł czas na włączanie, zapoznawanie się z systemem operacyjnym i nauka programów. Jednak pragnienie kontaktu z rodziną, a potem już także ciekawość cyber-świata okazała się silniejsza.
Dziś w klubie królują "cyber-babcie" - niemal codziennie przed komputerami zasiada po kilka starszych mieszkanek wsi, które zapominając o artretyzmie sprawnie posługują się klawiaturą, wysyłając maile, rozmawiając przez internet z bliskimi, ale także czytając prasę czy przeglądając portale internetowe.
- Nasz klub utrzymuje się sam - podkreśla z dumą Ludmiła Damianowa, koordynatorka projektu i bibliotekarka - opłacamy razem koszty energii, ogrzewania i inne koszty eksploatacyjne. Ludmiła, Rosjanka która wyszła za mąż za mieszkańca wsi Lilacze, sama czesto korzysta z internetu, by kontaktować się z rodziną.
Godzina dostępu do sieci kosztuje 50 stotinek (ok. 25 eurocentów), ale mieszkańcy podkreślają że dla nich to i tak oszczędność - przed erą internetowego klubu płacili średnio 150 lewów (75 euro) miesięcznie na same rozmowy z najbliższymi. Dostęp do sieci daje im zaś znacznie więcej.
- Wspaniale, że ten cud jest u nas - płaciliśmy tak dużo za telefon a i tak mówiliśmy tylko najważniejsze rzeczy - cieszy się 60-letni Zdrawko Georgiew. Podobnie jak inni bywalcy klubu ma bliskich za granicą. Teraz przez internet może porozmawiać z nimi o wszystkim - od ważnych wydarzeń, po miejscowe ploteczki. Głos ścisza się tylko wtedy, gdy jest mowa o tematach intymnych, czy chorobach. Przy monitorach czasem pojawiają się łzy oraz wyznania miłości i tęsknoty.
Mieszkańcy doceniają też możliwość wysyłania wiadomości bliskim, którzy nie mogą bezpośrednio z nimi rozmawiać, z powodu pracy i różnicy czasu. Email idzie przecież szybciej niż list. Nic dziwnego, że każdy kto ma rodzinę za granicą uważa klub internetowy za serce wsi i że komputery niemal cały czas są zajęte.
- Praktycznie nie ma w naszej wsi rodziny, z której ktoś nie wyjechał - mówi sołtys Cwetosław Cwetkow, pomysłodawca klubu - a osiemdziesiąt procent z tych, którzy zostali to ludzie starsi i chorzy. W ubiegłym roku zamknięto tu nawet szkołę - było bowiem za mało dzieci.
Sołtys jest jednak dobrej myśli - sami emigranci na razie nie wracają ale "wracają" ich pieniądze, za które remontowane są domy. Cwetkow myśli, że do powrotów przyczyni się także... globalny kryzys. - A tymczasem niech "cyber-babcie" rozmawiają z bliskimi do woli. W ten sposób nie tylko utrzymują kontakt, ale także wzmacniają więzi młodych z rodzinną wsią.